2012-07-28

I znów na północy. "Przeklinam rzekę czasu" Per Petterson.

Moje mieszkanie w Skandynawii coraz bardziej odbija się nie tylko na moim codziennym życiu, ale również na moim guście literackim, który ostatnimi latami zmienił się chyba o 180 jeśli nie 360 stopni! Tak jak wcześniej pociągały mnie kraje południowe i literatura je opisująca czy ta, która tam powstała, tak teraz wiem, że moje hipotetyczne życie w tych gorących krajach byłoby 'nie do życia'. Po kilku latach przebywania w Danii okazuje się, że aż takim ciepłolubem nie jestem i te dwa, trzy miesiące lata, które mam tutaj w zupełności mi wystarczą! Przecież tak bardzo nie lubię się pocić!:P To samo odnosi się do buchającej uczuciami, słońcem i dramatami literatury krajów południowych. Nie dla mnie! Odkryłam bowiem siłę jaka tkwi w literaturze powściągliwości i powierzchownego chłodu. Coś jest zarówno w tych krajach skandynawskich jak i ich literaturze co obecnie niezmiernie mnie pociąga:)



"Przeklinam rzekę czasu" to pierwsza powieść Pera Pettersona która wpadła w moje ręce. Spotkanie z nią uważam za udane, choć przyznaję, że nie jest to książka łatwa. Petterson nie pisze bowiem w ten tak lubiany przez czytelników lekki sposób, gdzie pełno dialogów przeplatanych płynącą gładko narracją. U niego pisarstwo jest raczej odwrotne. Autor snuje nam zatem narracyjną opowieść, w której trudna teraźniejszość jaka dotyka głównego bohatera przeplatana jest jego wspomnieniami o przeszłości. Wszystko to podane w wysmakowany, liryczny, klimatyczny i nieśpieszny sposób. Fabuła snuje się zatem nieśpiesznie, a nieliczne rozmowy pomiędzy głównymi bohaterami powieści mają swój głęboki sens.

Jest rok 1989. Matka Arvida dowiaduje się, że ma raka i pierwszym jej 'odruchem warunkowym' staje się wyjazd do rodzinnego miasta w Danii. Kobieta po kilku zdawkowych zdaniach zamienionych z mężem wsiada zatem na prom i udaje się do małego, nadmorskiego, znajdującego się na północy Danii miasteczka, gdzie planuje kilkudniowy, samotny pobyt. 
Jej syn Arvid jest zmęczony swoim życiem, które przybrało niekorzystne obrót i które go rozczarowało. Mężczyzna nie może sobie poradzić z perspektywą rozwodu, który nieubłaganie nadchodzi. Gdy dowiaduje się o wyjeździe matki postanawia do niej dołączyć i to ona właśnie staje się osobą, której pierwszej mówi o rozpadzie swojej rodziny. Więź jaka łączy go z matką jest jedną z tych, w które się wątpi i której trzeba się doszukiwać pod warstwą nieporozumień, skrywanych żalów, pretensji, niespełnionych oczekiwań. Nie potrafią ze sobą rozmawiać, wymiana zdań pomiędzy Arvidem a matką to bardziej komunikaty niż jakikolwiek dialog. Mimo tego, to Arvid staje się osobą, która towarzyszy matce prawie do samego końca...
Arvid spędza na podróży i pobycie z matką kilka dni podczas których snuje swoje wspomnienia dotyczące zmarłego brata, pewnej dziewczyny w niebieskim płaszczu, swojej działalności w norweskiej partii komunistycznej, swoich stosunków z matką, która była bardzo rozczarowana faktem iż postanowił zostać robotnikiem miast studentem. I choć wydaje się, że próbuje zrozumieć nie tylko matkę, ale i swoje wcześniejsze decyzje życiowe, te wspomnienia tak naprawdę są tylko wspomnieniami człowieka w rozsypce.

Per Petterson napisał książkę nie dla każdego, do której sama musiałam się momentami przekonywać. Okazywało się bowiem, że kolejne wspomnienia wyłaniające się z poprzednich, kolejne historie, które jak domino nakładały się na siebie, nie są łatwe do ogarnięcia i przyjęcia, zwłaszcza gdy styl pisarza jest bardzo detaliczny i niemal pedantyczny, każde uczucie dokładnie opisane, każde zdarzenie dokładnie opowiedziane, tak jakby już nic nie pozostawiono dla wyobraźni czytelnika. Trzeba przywyknąć i już. Z pewnością jednak w prozie Pettersona można się zadurzyć i z pewnością można ją polubić, tak jak można polubić mroźny północny klimat czy wieczny wyspiarski wiatr. Ja sama, pomimo, iż momentami trochę się ta powieścią męczyłam to potrafię ją docenić i wiem, że do Pettersona wrócę. Jego pisarstwo jest natomiast momentami tak klaustrofobiczne, że wiem, iż decyzja o przeczytaniu kolejnej jego książki nie zapadnie zbyt szybko. Teraz chyba potrzebuję więcej pisarskiego luzu:)

P. Petterson, Przeklinam rzekę czasu, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2009, s.270.

5 komentarzy:

  1. Wyobraź sobie, że od jakiegoś czasu czeka u mnie na półce i tak ciągle odkładałam zabranie się za nią, z obawy o rozczarowanie. Po Twoim wpisie widzę, że rozczarowania nie będzie - lubię wymagającą lekturę ;) ps. też wolę chłodniejsze kraje..w Polsce mamy zaś nawrót upalnego lata co sprawia, że mam dość ;( i marzę o zimie :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Książka jest super, ja uwielbiam takie troche trudne i w ogóle uwielbiam skandynawską literaturę. Polecam Kradnąc konie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Kradnąc konie" i "Na Syberię" już sobie na mojej półce stoją i czekają!:)

      Usuń
  3. Piękna recenzja. Niedawno skończyłem czytać tę książkę i również wywarła ona na mnie całkiem pozytywne wrażenie. Klimat utworu jest dość lodowaty, mocno przygnębiający, ale w sposób ciekawy ukazuje jak wiele czynników kształtuje naszą osobowość.

    OdpowiedzUsuń