2013-01-19

Mój pierwszy Szczygieł. "Zrób sobie raj".

Przyznaję bez bicia, że mało czytam literatury faktu, która opisywałaby współczesność. Jeśli już za takową się zabieram to przeważnie skupia się ona na wydarzeniach z przeszłości. Dzieje się tak głównie dlatego, iż mam wrażenie, że książki reportażowe, które obecnie powstają, skupiają się w przerażającej mnie większości na tematyce wojennej, a ja wolę, raczej częściej niż rzadziej, żyć w przekonaniu, że wojna to przeszłość. Oczywiście jest to bardzo błędne i głupie myślenie, ale nic nie poradzę na to, że nadmiar złych wiadomości, które krążą dookoła nas, kompletnie mnie rozbija i nie pozwala porządnie funkcjonować. Z tego właśnie powodu wzbraniam się rękami i nogami przed otrzymywaniem tego typu informacji z książek - telewizja, internet i radio w zupełności mi wystarczą...




Książki Mariusz Szczygła chodziły za mną już od dłuższego czasu, choć nigdy nie trafiły na sam szczyt mojej listy czytelniczych marzeń. Chyba podejrzewałam, zresztą całkiem dobrze, że ich czytanie sprawi mi przyjemność, ale raczej nie staną się one dla mnie 'kultowe'. Czytając "Zrób sobie raj" z pewnością odkryłam w czym tkwi siła pisarska Mariusza Szczygła i sukces jego publikacji, ale tak jak podejrzewałam, książka ta mnie nie zaczarowała, choć przyznaję, że Czechy stały się mi bliższe, a ochota na to by je odwiedzić wzmogła się.

W krótkiej przedmowie autor pisze tak: "Marzyła mi się książka o moim ulubionym kraju bez napinania się. Żeby nie musiała odzwierciedlać, obiektywizować, syntetyzować." Po przeczytaniu "Zrób sobie raj" jestem w stanie przyznać Mariuszowi Szczygłowi, że taką właśnie książkę napisał. Powstało dzieło bardzo profesjonalne, logiczne i inteligentne, w którym autor był w stanie zwrócić uwagę swoich czytelników na prawdopodobnie wszystkie główne, zadziwiające nas - Polaków, cechy narodu czeskiego, których nie rozumiemy lub które podziwiamy i których chcielibyśmy uszczknąć dla siebie. Nie wiem na czym skupiał się autor w swoich poprzednich książkach, ale "Zrób sobie raj" to według mnie napisane ze smakiem i bez napięcia rozważania na temat życia duchowo - etycznego Czechów.
Co z nich wynika? Między innymi to, że bez Boga można mieć taki sam kręgosłup moralny  jak ten, który posiadają ci co w Niego wierzą. To, że w Czechach przyznanie się do bycia osobą wierzącą można porównać do przyznania się do bycia gejem w Polsce. To, że Czesi to jeden z najbardziej autoironicznych narodów świata (znany artysta może w centrum stolicy postawić rzeźbę przedstawiającą dwóch mężczyzn sikających na mapę tego kraju i nikogo to nie obejdzie). To, że Czesi mają bardzo stonowany stosunek do przeszłości swojego narodu oraz to, że z punktu widzenia Czecha humorem można zwalczyć wszystko.

"Zrób sobie raj" Mariusza Szczygła to z pewnością przykład bardzo dobrej literatury faktu. Podobała mi się ta książka, przeczytałam ją z wielkim zainteresowaniem i przyjemnością. Nie jest to jednak książka do której wrócę. Traktuję ją bardziej jako informator niż jako utwór literacki, który wywarł na mnie wielkie wrażenie. Widocznie ja skrytym czechofilem nie jestem:P


M. Szczygieł, Zrób sobie raj, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2010, s.290.

2013-01-13

Ida Fink "Podróż".

"Podróż" nie jest pierwszą książką Idy Fink, po którą sięgnęłam. Kilka miesięcy temu miałam niewysłowioną wręcz przyjemność czytać jej zbiór opowiadań zatytułowany "Wiosna 1941". Książka ta powaliła mnie na kolana, a jak wiadomo o powtórzenie takiego wyczynu trudno w każdej dziedzinie życia, w pisarstwie również. Idzie Fink się to nie udało i chyba już na zawsze "Wiosna 1941" pozostanie dla mnie niedoścignionym symbolem twórczości tej autorki, co nie znaczy, że "Podróż" książką godną polecenia nie jest. Oczywiście nie zapominam o tym, że opowiadania to nie powieść, zwłaszcza oparta na własnych wspomnieniach wojennych i dlatego też staram się tych książek nie porównywać w żaden inny sposób, jak tylko ten, że wyszły spod ręki tej samej autorki.




Podróż w którą wyrusza Ida i jej młodsza siostra Elżbieta ma swój początek w jednym z gett, które w trakcie wojny znajdowały się na terenie okupowanej Polski. Jest rok 1942. Podczas gdy ojciec zostaje w getcie, po to by w końcu doczekać wyzwolenia w ostatniej ze swoich kryjówek, obie jego córki zmuszone są do tego by się z nim rozstać i jako Polki przedostać się na teren faszystowskich Niemiec, by tam dobrowolnie zgłosić się do pracy w jednym z obozów. Siostry przybierają nowe imiona i nazwiska i następnie wyruszają w podróż, która może przynieść im wolność, ale która może też doprowadzić do ich zguby. Wraz z robotnicami przymusowymi, Elżbieta Stefańska i Katarzyna Majewska (przybrane imiona i nazwiska) rozpoczynają pracę w niemieckiej fabryce, z której jednak po kilku miesiącach, rozpoznane jako Żydówki, muszą uciekać wgłąb Niemiec by tam na nowo szukać miejsca, w którym przyjdzie im się ukrywać przez kolejne kilka miesięcy. Jako Joanna Pilecka i Jadwiga Kotula znajdują pracę w niemieckich gospodarstwach, z których po jakimś czasie wyruszają w kolejną niebezpieczną podróż. Ta prowadzi Barbarę Faleńską i Marię Walkowską do miejsca, w którym doczekają wyzwolenia. 

Ida Fink napisała poruszającą książkę. Wspomnienia, w których ludzka życzliwość i chęć pomocy przeplatają się z obojętnością czy wręcz wrogością i obrzydzeniem, zawsze będą budzić w osobach je czytających multum emocji, tym bardziej, że sama autorka stara się swoich odczuć dotyczących opisywanych wydarzeń nie uzewnętrzniać za bardzo. Moim zdaniem jest w tym raczej powściągliwa, nie rozżala się nad losami swymi i siostry, ale opisuje działania jakie musiały podjąć by te losy odmienić. Właśnie te podejmowane działania są kluczowe w tym jak potoczyła się ich podróż. To, że mózgi sióstr pracowały na pełnych obrotach, niemal bez przerwy obmyślając nowe drogi ucieczek, nowe rozwiązania napotykających je problemów i trudności, nowe sposoby na to by uniknąć kolejnej pułapki, z pewnością przyczyniły się do tego, że obie doczekały końca wojny i powrotu do ojca. 
To co mnie osobiście najbardziej w tej książce ujęło, choć nie wiem czy zastosowanie tutaj tego akurat określenia ma w ogóle prawo bytu, to opisy tego, jak ważna w takich sytuacjach jak ta, w której postawiona została Ida Fink i jej siostra, jest elastyczność człowieka, jego łatwość w przystosowywaniu się do zmian, do nowych warunków, do nowych 'ja', które człowiek na siebie przyjmuje. Chyba jednymi z najbardziej poruszających scen są dla mnie te, w których autorka opisuje to, jak w minucie staje się dla siebie i siostry nową osobą, jak bez żalu porzuca kolejne imiona i nazwiska, do których zdążyła się już przyzwyczaić i jak staje się kimś zupełnie nowym, jak kształtuje swoją nową osobowość, postać, która w danym momencie może być akurat tą, która pozwoli im przeżyć, przetrwać w tym wrogim świecie kolejne kilka tygodni czy miesięcy. To, że bohaterki "Podróży" i im podobni byli w takich sytuacjach w stanie ocalić swoją tożsamość uważam za godne podziwu, wszak wiadomo, że wielu utraciło ją na zawsze...

"Podróż" nie jest najbardziej poruszającą książką jaką czytałam, nie jest też najbardziej wstrząsającym czy wzruszającym świadectwem z jakim przyszło mi się zetknąć, ale z pewnością jest jednym z tych, z którymi warto się zapoznać. W nawale wspomnień, które dotyczą życia w getcie czy obozie, ta książka opisuje całkiem inny etap życia osób pozbawionych prawa do istnienia. "Podróż" to bowiem wspomnienia z życia na 'wolności', która równie dobrze może stać się więzieniem, z którą nie kończy się walka o przetrwanie i godność. Warto.


I. Fink, Podróż, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2012, s.199. 

2013-01-11

"Boisko bezdomnych".

Wstyd się przyznać, ale dziś widziałam ten film po raz pierwszy. Ciekawy temat, niezłe wykonanie, trochę "don't judge a book by its cover" i patriotyzmu. Nieźle, wrócę na pewno:)


2013-01-09

Początek bez rewelacji - "Disko" Anny Dziewit - Meller.

Po przeczytaniu "Disko" Anny Dziewit - Meller stwierdzam, że nowy rok książkowy zaczęłam raczej średnio, bo choć temat powieści ciekawy i 'na czasie', to sama fabuła i sposób jej przeprowadzenia zbytnio mnie nie porwały. Krystyna Kofta 'głosi' nam na okładce tej książki takie oto słowa: "Oryginalna, mocna powieść "pełną gębą"". Podczas gdy z dwoma pierwszymi epitetami jestem w stanie się zgodzić, to jednak nigdy nie określiłabym książki,  bardzo skądinąd lubianej przeze mnie Ani Dziewit - Meller,, mianem powieści "pełną gębą". Książka dobra jak na powieściowy debiut, ale niestety, pomimo swojej tematycznej niesztampowości, łatwa do zapomnienia i przeoczenia. Nie powala.




Paweł Kozioł to pewny siebie, cyniczny i wyrachowany pedofil, który właśnie szykuje się do przeżywania najlepszych chwil w swoim życiu. Zgodnie z jego obrzydliwym planem dostała mu się bowiem praca nauczyciela tańca w szkole podstawowej. Tam to właśnie Kozioł będzie miał okazję nie tylko obserwować młode, rozwijające się ciała dziewczynek i chłopców, ale również, na oczach innych nauczycieli, pod pretekstem nauki tańca, będzie mógł tych ciał dotykać... I tak się też dzieje. Pedofil zadomawia się w szkole i zdobywa zaufanie dzieci i nauczycieli a także serce jednej, bardzo podatnej na jego zaloty, 12-letniej uczennicy...

W pewnym stopniu podziwiam autorkę, która na swój powieściowy debiut obrała sobie taki a nie inny temat do opisania. Szczęśliwie dla nas nie jest to kolejne romansidło czy książka opowiadająca o tym, jak życie kobiety może się zmienić jeśli tylko ona sama tego chce, a próba  wejścia w psychikę człowieka, którego psychiki tak naprawdę większość z nas nie chce poznać. Anna Dziewit - Meller ubrała ten trudny temat w lekką formę literacką, o której niektórzy piszą, że została ona dodatkowo wzbogacona humorem. Ja sama humoru tutaj nie widzę, ale to, że pedofilia opisana jest w tej książce z pewną dozą lekkości uważam za jej plus. Wydaje mi się, że gdyby autorka pisała o pedofilii w bardziej dosadny sposób, gro z nas nie byłoby w stanie przez taką powieść przebrnąć, a tak mimowolnie czegoś o tym zboczeniu się uczymy. 
Co mnie zraziło do tej książki to język w jaki autorka 'zaopatrzyła' swoich bohaterów, jak dla mnie zdecydowanie za wulgarny. Choć rozumiem, że może główny anty-bohater tej książki miał takim językiem mówić między innymi dlatego, by pokazać jego prostactwo, zepsucie i obrzydliwość, to jednak nie potrafię pojąć, dlaczego w podobny sposób myślą czy wypowiadają się niemal wszystkie dorosłe postacie, które w "Disko" są opisane?! Również bardzo spektakularne, wręcz filmowe zakończenie tej książki mnie nie przekonuje. Tak jakby autorka wiedziała, że czas już kończyć, a że za dużo wątków 'jej się pootwierało' postanowiła je wszystkie ujawnić i zakończyć na kartach kilku ostatnich stron. Przypomina mi się taka scena z "Przyjaciół", kiedy w trakcie kolacji Rachel, Monica, Ross, Chandler, Phoebe i Joey zaczynają wykrzykiwać do rodziców Monici i Rossa swoje problemy i wtedy mama tej dwójki mówi coś takiego: "It's a lot of information to get in 30 seconds". Tak czułam się ja podczas lektury tych ostatnich stron "Disko", za dużo, za szybko, za Hollywoodzko.

Podsumowując, myślę, że "Disco" jest dobrą książką, po którą można sięgnąć, aczkolwiek Ci, którzy oczekują od niej wyjątkowych przeżyć mogą się rozczarować. Jest to książka lekka i łatwa w odbiorze, z potencjałem, ale do tego by porwać czytelnika, by poruszyć go opisaną historią, wiele jej jeszcze brakuje...

PS. Kochani, po prawie miesiącu nieobecności staram się wrócić na łono blogosfery i Zasiedziska. Przyznaję, że nie przychodzi mi to łatwo. Tak jak do czytania zmuszać się nie muszę, tak do pisania postów, zdecydowanie tak! Rozleniwiła mnie Polska, Boże Narodzenie i Nowy Rok. Wstyd się przyznać, ale do tej pory nie byłam w stanie sklecić sensownego posta dotyczącego "Piaskowej Góry" Joanny Bator. Żyję nadzieją, że w końcu jakieś mądre słowa i myśli na temat tej świetnej powieści mnie nawiedzą i będę się mogła podzielić z Wami moimi przemyśleniami na jej temat. Przeczuwam jednak, że szybko ten czas nie nadejdzie...
Rok 2013 rozpoczynam z wiarą w jego wyjątkowość, oczekuję wielu niezapomnianych chwil z książkami i poza nimi. Miejmy nadzieję, że się nie zawiodę. Jeśli jesteście ciekawi jakie książki będą ze mną dzielić ten czas zapraszam na fb. Postanowiłam bowiem nie zamieszczać zdjęć swoich stosów książkowych na blogu, w zamian zaczęłam to robić na Zasiedziskowym facebooku. Tak już teraz będzie się to odbywać. Blog zostawiam sobie na coś więcej niż same zdjęcia książek :)))
Dziękuję, że nadal czytacie Zasiedzisko i życzę Wam cudnego roku 2013!


A. Dziewit - Meller, Disko, Wielka Litera, Warszawa 2012, s.287.