2013-11-20

Daša Drndić "Sonnenschein".

Wydaje mi się, że jestem już na tyle obeznana z tematyką Holocaustu i II Wojny Światowej w literaturze, że tak naprawdę coraz trudniej książkom poruszającym te tematy zrobić na mnie wrażenie. To, co innymi mogłoby wstrząsnąć w niektórych tego typu publikacjach, ja przyjmuję już z jakimś spokojem, choć nigdy zgodą. Zdarzają się jednak książki, które na nowo wystawiają moją wrażliwość na próbę, takie, o których nie mogę przestać myśleć po tym, jak już skończę je czytać, tak jak na przykład te Idy Fink ("Wiosna 1941" i "Podróż"). Poetyckość z jaką autorka pisze o tych nieludzkich czasach i wydarzeniach nie do pomyślenia, sprawia, że obok jej książek nie można przejść obojętnie. Poruszają dogłębnie!




"Sonnenschein" Dašy Drndić w niczym nie przypomina książek Idy Fink. Próżno doszukiwać się tutaj, wylewających się z każdego niemal zdania, emocji, które wyciskają łzy. W tej książce najzwyczajniej w świecie nie ma na to czasu, przynajmniej takie jest moje wrażenie. "Sonnenschein" to bowiem fakty, fakty, fakty, które przytłaczają, ale jednocześnie, które wciągają do tego stopnia, że z otwartymi, zszokowanymi oczami czytamy ją dalej. A gdy już kończymy jej lekturę, to, czego za jej sprawą się dowiedzieliśmy, roztrząsamy na nowo. Daša Drndić napisała książkę, która męczy, bardzo. "Sonnenschein" w przeciwieństwie do, powiedzmy, "Wiosny 1941" nie oddziaływuje tak bardzo na nasze serce i emocje jak na nasz mózg, który próbuje przetrawić to co przeczytał, który próbuje to wszystko zrozumieć i który w końcu zdaje sobie sprawę, że po prostu nie jest w stanie tego zrobić... Kompletny chaos wywołuje w czytelniku nagromadzenie informacji, które choć krążą wokół jednego tematu, są jakby z innych 'obozów' (średnio trafne słowo wybrałam, ale po prostu nie mogę znaleźć innego, które by tutaj pasowało) i jest ich tak dużo i są tak dobrze sportretowane, że co rusz myślimy bardzo intensywnie o czymś innym. Łapałam się na tym, że jeszcze nie mogę ogarnąć jednego tematu, a tutaj już podsuwa mi się kolejny, który również prosi się o to, by dłużej się nad nim zastanowić. Taka książka właśnie!

"Sonnenschein" nie zaczyna się zachęcająco, prawda taka, że po przeczytaniu kilkudziesięciu pierwszych stron zaczynałam się zastanawiać, czy jest sens czytać dalej. Niestety, wnikliwie przedstawiona historia Gorycji (obecnie prowincji włoskiej) w żadnym wypadku nie zachęcała mnie do dalszej lektury. Dla autorki widocznie ważne było, by rodzinę Tedeschi dobrze 'zakorzenić' w historii regionu z którego się wywodzi, ale ja uważam, że nie było to konieczne. Zdecydowanie nie. Tak rozbudowany wstęp sprawił, że początkowo wydawało mi się, że to właśnie wojenne losy rodziny Tedeschi stanowić będą centralną część tej książki i przyznaję, że rozczarowało mnie to, bo ani nie były one wybitnie dramatyczne, ani ponad przeciętność ciekawe (może oprócz faktu, że członkowie tej żydowskiej rodziny należeli do włoskiej partii faszystkowskiej i że pomimo tego, iż dookoła nich Żydzi wywożeni byli do obozów koncentracyjnych, oni losu tego uniknęli). Na szczęście okazało się, że życie Chaji Tedeschi stało się również pretekstem do rozważań na temat wielu różnych aspektów Holocaustu i II Wojny Światowej. Czytamy zatem o neutralności Szwajcarii, która to bardzo skutecznie poddawana jest w wątpliwość, bo czy można krajem neutralnym nazwać kraj, przez który, bez żadnego sprzeciwu jego władz, przejeżdżają pociągi z bydlęcymi wagonami zapełnionymi ludźmi, których celem podróży jest Treblinka czy Oświęcim? Daša Drndić szokuje czytelnika ujawniając to w jaki sposób takie transporty były finansowane. Okazuje się bowiem, że płacono za nie jak za zorganizowane wycieczki... Nie mniej poruszający jest temat stowarzyszenia Lebensborn, którego celem była 'produkcja' przyszłych Niemców idealnych. Wreszcie autorka porusza bardzo ciekawy temat potomków nazistowskich morderców tj. Himmler czy Frank. Jak żyć ze świadomością, że Twój ojciec czy matka są odpowiedzialni za śmierć tysięcy jeśli nie milionów ludzi? Bardzo ciekawe portrety kreśli tutaj Drndić. Oczywiście na tym nie koniec, bo poruszonych tematów jest wiele, a jeden rozpoczyna kolejny.

"Sonnenschein" to powieść dokumentalna, którą nazwałabym powieścią o winie. Daša Drndić patrzy na to co się działo w czasie II Wojny Światowej z nowej perspektywy. Winnymi okazują się zatem nie tylko oprawcy znani z nazwiska, winnymi mogą stać się również Żydzi tacy jak Chaja, która przeżyła wojnę jakby pozbawiona świadomości tego co dzieje się w innymi Żydami (jak dla mnie było jej po prostu wygodniej żyć w ten sposób), winnym zaniechania staje się też na przykład Czerwony Krzyż. Wszystko to sprawia, że książka, a zwłaszcza niektóre poruszone w niej tematy, na długo zapadają w pamięć.  
"Sonnenschein" jest warte przeczytania, ale z pewnością nie jest to pozycja dla każdego...


D. Drndić, Sonnenschein, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2010, s.471.

2013-11-10

"Ludzka rzecz" Pawła Potoroczyna - 'must read'!

Nie trafiła "Ludzka rzecz" na najlepszy czytelniczo czas w moim życiu. Tak to właśnie jest, gdy na świecie pojawia się pierworodny i czas przeznaczany wcześniej na czytanie książek staje się czasem poświęcanym dziecku. Nagle rodzic (czyt. ja) musi nauczyć się wyrywać dobie minuty, które będzie mógł poświęcić książce. Właśnie dlatego piszę, że "Ludzka rzecz" miała ze mną trudno, bo ja z nią zdecydowanie nie! Okazało się bowiem, że debiutancka powieść Pawła Potoroczyna to rzecz świetna! "Ludzka rzecz" jest powieścią nie tylko niezwykle interesującą, ale co ważniejsze, diabelnie inteligentną (że posłużę się słowami zamieszczonymi na okładce)! Pisarzowi udało się to, co tak naprawdę dobrze wychodzi niewielu. Napisał książkę, w której pod ciekawą, aczkolwiek nie jakoś przesadnie rozwiniętą warstwą fabularną, znajdują się niemal filozoficzne (nie mylić z: nudne!) rozważania na temat życia i jego przymiotów. Przyznaję, że to właśnie czytanie tych fragmentów powieści przynosiło mi największą satysfakcję. Dlaczego? Trafność spostrzeżeń autora powala na kolana i trudno się z nimi nie zgodzić, nie mówiąc już o tym, że trudno nie próbować zapamiętać ich sobie na przyszłość...




"Ludzka rzecz" to z pozoru książka o wojnie, która wkroczyła w życie małego Piórkowa. Punktem wyjścia powieści jest tajemnicza (pomimo wojny) śmierć Smyczka, piórkowskiego partyzanta, którego ciało zostaje pewnego dnia rzucone "pośrodku drogi między cmentarzem i kościołem, wedle Kaczorowej chałupy, prosto w ciepłe, wiosenne błoto". Postać Smyczka staje się przyczynkiem do podróży po życiorysach wybranych mieszkańców Piórkowa, takich jak m.in. Morga, proboszcz tutejszej parafii, dziedzic Radecki czy kochanka Smyczka, Wanda. Bohaterowie Potoroczyna to nowa jakość w literaturze poruszającej temat wojny. W przeciwieństwie do np. wiedzionych poczuciem obowiązku i dumy powstańców warszawskich, dla mieszkańców Piórkowa najważniejsze jest przetrwanie. Nic co ludzkie nie jest im zatem obce: ani żądza, ani grzech, ani zawiść, ani pycha, ani strach. Ludzką rzeczą jest również ulegać naciskom okupanta, ludzką rzeczą jest nie wychylać się z szeregu, ludzką rzeczą jest przeczekać... 

Akcja powieści toczy się w ciągu jednego dnia, przesada, kilku godzin jednego dnia, w trakcie których organizuje się i toczy pogrzeb Smyczka. Liczne retrospekcje i wybiegi w przyszłość sprawiają jednak, że zakres powieści rozciąga się na lata, i te wojenne i te przed- i powojenne. Autor bardzo umiejętnie wplata w akcję momenty, w których pozwala sobie na filozofowanie i rozmyślania nad życiem i jego aspektami, sztuką, porami roku czy żywiołami takimi jak błoto i kurz (swoją drogą, genialne sportretowanie tych dwóch ostatnich!). Bardzo dobre moim zdaniem są również te fragmenty powieści, w których Potoroczyn pokusił się o charakterystykę niektórych 'przypadłości' języka polskiego. 


"Płeć rządzi językiem, czyli myśleniem, czyli poznaniem, czyli światem." /s.189/

"Płeć, nawiasem mówiąc, też jest rodzaju żeńskiego, podobnie jak miłość, prawda, mądrość i śmierć. Ta miłość, tę prawdę, tą mądrością, taka śmierć. Nie tylko słowa mają płeć, mają ją również te najtrudniejsze momenty świata, które nazywają. Jeśli coś jest boleśnie trudne - jest kobiece. Co współczuje i wywołuje współczucie - jest kobiece. Wzrusza - kobiece. Kobiece kocha, rodzi i umiera. Zostać sierotą to wpaść w objęcia kobiecości świata." /s.190/

"I tylko w jednym języku na świecie można powiedzieć zdanie "kocha się w niej". To znaczy - kogo właściwie kocha? Wszędzie indziej bez sensu, u nas - rozczula... To s i ę to jest wielkie kłamstwo, oszukańcze złudzenie, że jakieś transcendentalne s i ę zrobi za nas coś dobrego, urodzi, skomponuje, zaśpiewa, zatańczy... Kłamstwo po prostu, no nie do pomyślenia w angielskim, niemieckim czy japońskim... Jakaś fatalna zgoda na rzeczywistość, ochoczy szacunek dla beznadziejnych wyroków i przyzwolenie na ostateczną samotność, a wszystko w końcu po to, żeby móc się malowniczo zbuntować i opowiedzieć po stronie niemożliwego..." /s.212/

"Ludzka rzecz" Pawła Potoroczyna urzeka prawdą i prostotą przekazu. Lubię takie książki, mądre, głębokie, ale jednocześnie łatwe w odbiorze, takie przy których czytelnik nie ma możliwości się znudzić, ale ma również gwarancję na to, że czas spędzony na ich czytaniu nie będzie czasem straconym. Bardzo celnie ktoś napisał na okładce: "Wojenna ballada i traktat filozoficzny wiejskiego głupka". Taka ta powieść właśnie jest i najlepsze jest to, że te dwie jej warstwy świetnie ze sobą współgrają i się uzupełniają. 

Zdecydowanie czekam na więcej!
A na koniec jeszcze kilka 'smaczków':

"Taka prawda... Piękno to miłość rzeczy do ludzi..." /s.210/

"Racja, niedobrze, gdy się marnuje i leży odłogiem, ale ciało to tylko koperta na list miłosny." /s.257/

"Każdy kiedyś wraca. Powroty ludzka rzecz, bo tylko człek odchodzi i tylko od ludzi, i odejść potrafi, nawet izby nie opuszczając, i wrócić umie bez pukania." /s.259/

""Rzadko" to nie jest częstotliwość, rzadko nie jest wtedy, gdy nie ma dość - rzadko jest wtedy, gdy istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że każdy raz może być ostatni. "Za mało" zaczyna się tam, gdzie za chwilę może nie być wcale. Obawa biegnie sobie o jedno okrążenie przed namiętnością i wywija paradoksem - człek pożąda, bo lęka się, że mu kiedyś zabraknie, tęskni, z a n i m jeszcze zacznie tęsknić." /s.158/


P. Potoroczyn, Ludzka rzecz, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2013, s.350.