2014-07-29

Anna Gavalda "Billie".

Mam wielki problem, bo tak jak jestem bezkrytyczną niemal fanką twórczości Anny Gavaldy, tak "Billie" nie przypadła mi do gustu i z przykrością stwierdzam, że najprawdopodobniej byłaby to ostatnia książka autorki, którą poleciłabym innym. No nie porwało mnie i tyle :( Ani przedstawiona historia nie powaliła mnie na łopatki, ani to w jaki sposób została spisana. Szkoda, bardzo szkoda, bo autorka przyzwyczaiła mnie do tego, że jej książki pożeram z ogromną przyjemnością, a "Pocieszenie" i "Po prostu razem" znajdują się w mojej grupie książek ulubionych.




"Billie" to książka o przyjaźni. Dość niezwykłej, niebanalnej, trudnej. Tytułowa bohaterka to dziewczyna przywykła do niełatwego życia. Jej rodzinę tak naprawdę ciężko nazwać rodziną. Patologia jest zatem codziennością Billie i dlatego nie jest to osoba, która od życia oczekuje wiele. Świadoma swojego pochodzenia i biedy dziewczyna jest natomiast nieśmiała, ale również głośna, butna i niepokorna. Gdy uczniom w gimnazjum zadane zostaje przygotowanie scenki ze sztuki Alfreda de Musseta "Nie igra się z miłością" Billie jako partner dostaje się Franck. Wspólna praca nad inscenizacją zbliża do siebie tą dwójkę. Franck staje się dla Billie odtrutką na świat w którym żyje. Chłopak nie ocenia i nie poucza, ale próbuje zrozumieć i pomóc nie oczekując od niej nic więcej, jak tylko jej samej. Jej przyjaźni. Bo Franck też ma swoje problemy, z którymi trudno mu sobie poradzić i właśnie ta zbuntowana, nie zawsze obliczalna Billie jest jego ostoją w momentach dla niego trudnych.

"Billie" to zgrabnie napisana książka, zresztą nie ma innej opcji w przypadku tej autorki, ale niestety, tym razem mam do niej kilka zastrzeżeń. Choć historia przyjaźni tej dwójki jest dość zajmująca, to już sposób w jaki sposób została opowiedziana nieco mnie drażnił. Narratorką jest bowiem sama Billie i to jej oczami widzimy Francka i z jej ust słyszymy słowa opisujące relację ich łączącą. I chyba z tym mam największy problem. Nie potrafię uwierzyć autorce w to, że Billie tak właśnie mówi, tak myśli. Dlaczego? Z jednej strony przedstawiona przez Gavaldę dziewczyna jest synonimem zbuntowania (klnie, mówi co jej ślina na język przyniesie) a z drugiej to zahukane dziewczę, które opowiada "gwiazdeczce" na niebie swoją historię, zachowując się przy tym jak małe dziecko trochę. Niby wiem, że ludzie są różni i zdecydowanie bardziej skomplikowani i wielowymiarowi niż by się to mogło niektórym wydawać, ale jakoś nie potrafię się przekonać do postaci Billie, którą 'zaserwowała' mi autorka. Nie i już. W ogóle mam problem z autorami książek, którzy w ten sposób 'wcielają się' w postaci ze swoich powieści i próbują je na siłę 'ubrudzić' i unowocześnić używając zwrotów czy słów, których sami na co dzień nie używają, a które miałyby im to zagwarantować. Dla mnie efekt jest niemal zawsze odwrotny i taka postać traci na wiarygodności. Chyba dlatego wolałabym aby ta książka była pisana z perspektywy Francka lub osoby trzeciej. Wydaje mi się, że "Billie" wyszłoby to na dobre.

No cóż, nawet nasi ulubieńcy muszą nam kiedyś podpaść. Mnie Anna Gavalda podpadła tą właśnie książką, co jednak w żaden sposób nie przekreśla mojego uwielbienia dla jej "Po prostu razem" czy "Pocieszenia" i chyba na to właśnie pocieszenie sięgnę po jedną z tych dwóch w bardzo niedługim czasie :)


A. Gavalda, Billie, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2014, s.222

2014-07-17

O tym jak rozczarowanie przerodziło się w zachwyt, czyli "Sońka" Ignacego Karpowicza!

Niektórzy z Was na pewno wiedzą jakim rozczarowaniem była dla mnie powieść Ignacego Karpowicza "Balladyny i romanse". Przygotowana byłam na wiele dobrego, a spotkał mnie zawód tak duży, że w pewnym momencie dałam sobie spokój i po przeczytaniu większej części tej książki postanowiłam jej nie kończyć. Nie widziałam sensu, tak jak przez dłuższy czas po jej lekturze nie widziałam sensu w tym by autorowi dać jeszcze jedną szansę na to, by skradł moje czytelnicze serce. Gdy na rynku pojawiła się "Sońka" zaczęłam się zastanawiać czy ta książka nie jest tą przed którą powinnam ulec? Nie zanosiło się jednak na to, by miało to szybko nastąpić. Na szczęście, jak już kiedyś pisałam, niektóre książki przychodzą do nas same, nawet gdy nam się wydaje, że to nie czas na nie. I dzięki Bogu!




"Jestem Sonia Biała, jestem Sonia Kulawa, jestem ostatnia jak moja suka Borbus Dwunasta, jak mój kot Jozik Pasterz Myszy, ostatnia z rodu jestem, moja krew została wymazana ze świata w czasie wojny, później już tylko schła. Jestem z Królowego Stojła, gdzie dumni królowie popasywali, jestem z domu Trochimczyk, jestem matką, której zabito dziecko, jestem siostrą, której zabito braci, jestem córką, której zabito ojca, jestem żoną, której zabito męża, jestem kochanką, której zabito kochanka, sąsiadką bez sąsiadów, rozpaczą bez strun głosowych, skargą bez spowiednika, spowiedzią bez rozgrzeszenia." [s.89]


"Sońka" to moje odkrycie! Nie spodziewałam się, że doczekam się takiej literatury od Karpowicza, który przecież już zawsze miał mi się kojarzyć z tymi nieszczęsnymi "Balladynami i romansami". Tamta powieść sprawiła, że byłam pewna, że ten autor nigdy 'moim' się nie stanie, ta, że stało się odwrotnie. "Sońka" uzmysłowiła mi, że Ignacy Karpowicz to też 'mój' pisarz, za którego innymi powieściami już się rozglądam, w duchu modląc się, by były choć w części takie jak jego ostatnia książka...

Po "Ludzkiej rzeczy" Pawła Potoroczyna i "Gugułach" Wioletty Grzegorzewskiej, "Sońka" to kolejna powieść, którą chyba mogę zaliczyć do tzw. nurtu chłopskiego w polskiej literaturze. Dzięki niej odkryłam, że od jakiegoś czasu jestem fanką tegoż i 'wchodzę' w tego typu książki jak 'nóż w masło', gładko i z niesamowitą wprost przyjemnością. Wszystko mi się w tych książkach podoba, wszystko ze sobą gra, wszystko idealnie do siebie pasuje i się uzupełnia. Tak jakby Ci autorzy znaleźli klucz do tego jak pisać o trudzie istnienia. "Sońka" to kolejna lektura, która uświadomiła mi, że wieś, tamtejsi mieszkańcy i tamte prawdy są idealnym tłem do rozważań na temat życiowych, niełatwych wyborów, przegapionych szans, trudnych decyzji, które mają wpływ na całe przyszłe życie jednostki. Wieś niesie z sobą również brak konieczności uwznioślania niektórych spraw, niepotrzebnego komplikowania sytuacji, wszystko tu bowiem jest proste, najczęściej białe albo czarne i prosto trzeba też mówić o życiu, bez ogródek, bez przesady. Wszak wszystko co nas spotyka to "ludzka rzecz" i "nic co ludzkie nie jest nam obce".

"Nie chcę pamiętać, co wygadywano, były to tak niestworzone historie, że nawet wojna przy nich bledła. Bledła, bo ludzie na wsiach żyją życiem, a wojna jest śmiercią. Bo ludzie na wsiach żyją nieodległą przyszłością, a wojna to zawsze teraźniejszość albo przeszłość." [s.73]

"Niewypowiedziane słowa nie przestają być słowami, a niewysrane gówno gównem. Taka jest natura wszechrzeczy." [s.21]

"Nie ważyło wiele, tylko że to, co ważne, nie waży wiele, zupełnie jak to, co nieważne - dlatego tak łatwo pomylić jedno z drugim, poplątać i się zgubić." [s.28]

"Nawet nie mogłabym ugniatać nogami kapusty, bo jak się nie waży, to długo można deptać poszatkowane liście, jak się nie wierzy, długo i próżno można klepać Wieruju wo jedinoho Boha Otca, jak się nie jest, trudno być." [s.39]

Wracając jednak do "Sońki". Tytułowa bohaterka powieści Karpowicza to stara kobieta czekająca z utęsknieniem na koniec czyli swoją śmierć, bo tak naprawdę to co miało ją w życiu spotkać już ją spotkało, szczęście, którego miała zaznać dawno już minęło i tak to, ostatnie kilkadziesiąt lat Sonia bardziej czeka niż żyje. Gdy pewnego dnia na jej drodze staje Igor, kobieta wie, że znalazł się on tu po to, by stać się jej powiernikiem, słuchaczem, któremu jakby w spadku zostawi historię swojego życia, tym samym uwalniając się od jej ciężaru. Sońka wie, że wreszcie, razem z Igorem, idzie do niej upragniona śmierć. Kobieta opowiada zatem o młodości, ojcu, który w żaden sposób nie stronił od swojej jedynej córki, braciach, kopiach tegoż, wojnie i Joachimie, niemieckim żołnierzu, esesmanie, największej miłości., kwintesencji męskości i troski. Opowiada o ciąży, kłamstwie, mężu i śmierci a Igor, młody reżyser teatralny na bieżąco układa z tych wspomnień sztukę teatralną, która ma mu przynieść sukces. Dla niego spotkanie z Sonią to czas na to by zdjąć maskę, choć na chwilę zerwać ze swoim kreowanym wizerunkiem człowieka sukcesu, bez obciążającej go, wiejskiej przeszłości. To czas by z powrotem stać się Ignacym, ale by również czerpać garściami od tej kobiety, która niczego od niego nie chcąc daje tak wiele...

"Bez Joachima świat przypominał te wasze dzisiejsze torebki foliowe: licho wykonany, jednorazowy i uporczywy - taki, że nijak się opędzić." [s.37]

"Napis z patosem: "Jestem z tobą". Kto to komu mówił? Igor Ignacemu? Ignacy Sonii? Sonia Miszy? Teatr życiu? Życie sztuce? Pretensja poprawności?" [s.126]

Jestem zauroczona tą książką, tą prozą tak czystą i poetycką zarazem, tak prostą, oszczędną i obrazową w tym samym czasie. Ignacy Karpowicz, który pisze TAKIE książki słusznie zasługuje na to, by znajdować się w ścisłej czołówce współczesnych pisarzy polskich. "Sońka" jest piękna! Czytajcie!


"Opowiadała swoje zwyczajne życie z miejsca, gdzie ludzie za krótko żyli, bo wplątała ich w szprychy historia, a ona zawsze jest przeciwko ludziom. Historia jest zawsze przeciwko ludziom, a najbardziej - kobietom." [s.109]


I. Karpowicz, Sońka, Wydawnictwo Literackie, 2014, s.208.

2014-07-02

Filmowy zachwyt.

Już dawno tak bardzo nie spodobał mi się żaden film, już dawno nie czułam takiej przyjemności w trakcie jego oglądania, już dawno nie myślałam sobie tak intensywnie w trakcie filmu o tym, że życie jest piękne. Jak pokazuje ten film, mimo wszystko. Cudny! Wystarczy powiedzieć tylko tyle. I jeszcze to, że nie mogę przestać myśleć o jego podobieństwie do mojej ukochanej "Amelii". To już wiecie jaki to klimat opowieści :)


"Chce się żyć".

2014-07-01

"I jak tu nie biegać!" Beaty Sadowskiej, czyli "proście a będzie Wam dane" :)

Jak ja potrzebowałam tej książki!!! Potrzebowałam, choć nie miałam o tym pojęcia i od momentu jej pojawienia się na rynku musiał minąć jakiś czas bym zdała sobie sprawę, że "I jak tu nie biegać!" to pozycja jakby szyta na miarę dla mnie!




Nigdy nie chciałam biegać, zawsze gdy próbował mnie do tego namówić mój mąż, który biega od kilku lat, powtarzałam mu, że to nie dla mnie, że chyba sobie ze mnie żartuje i że bieganie to ostatni rodzaj sportu jaki będę w życiu uprawiać. W pamięci miałam to jaką męką zawsze były dla mnie biegi na lekcjach wychowania fizycznego w podstawówce i liceum i dlatego wiedziałam, że dobrowolnie za bieganie nie zabiorę się na pewno. Jazda na rowerze, a i owszem, ale bieganie, nigdy! I tak sobie żyłam z tym moim postanowieniem do momentu urodzenia dziecka. Synek pojawił się na świecie, a ja patrząc na siebie przez ostatnie miesiące stwierdziłam, że muszę wziąć się za siebie, że muszę zacząć się ruszać i musi to być coś co nie będzie ode mnie wymagać dużego nakładu czasu. Zaczęło za mną 'chodzić' to bieganie, zwłaszcza, że wiem ile satysfakcji przynosi ono mojemu mężowi i jak wpływa na jego sylwetkę. Nadal potrzebowałam jednak tzw. kopa i wtedy przypomniałam sobie, że przecież niedawno Beata Sadowska napisała książkę "I jak tu nie biegać!". Z lekkim niepokojem (no bo co może być ciekawego w książce o bieganiu?) kupiłam e-booka i zaczęłam czytać.

Już w trakcie lektury pierwszego rozdziału okazało się, że Beata Sadowska doskonale wie dla kogo i po co tą książkę pisze. Jak sama w niej przyznaje, nie lubi osób, które na siłę chcą z biegania zrobić sport elitarny, który mogą uprawiać nieliczni, wybrani, takich, które zamiast podbudowywać i zachęcać przyszłego biegacza, już na początku chcą ten jego naiwny, dziewiczy zapał do tego sportu ugasić i sprawić, by dali sobie z nim spokój, bo skoro ma być trudno i nie zawsze 'z górki' to po co w ogóle zaczynać? Stosując się do swoich słów, autorka napisała książkę, która aż bucha entuzjazmem i miłością do biegania, która sprawia, że z każdym kolejnym rozdziałem niezdecydowany do tej pory czytelnik powtarza sobie: "no kurcze, to jest sport dla mnie! Muszę chociaż spróbować!" :) "I jak tu nie biegać!" to bowiem nie tylko poradnik jak się do biegania przygotować, jaką dietę przy uprawianiu tego sportu najlepiej stosować czy jak dobierać buty (najlepiej w sklepie dla biegaczy przy pomocy wykwalifikowanego pod tym kątem sprzedawcy). To książka o pasji, która staje się nieodłączną częścią życia, która przynosi mnóstwo satysfakcji, która sprawia, że ranki stają się piękniejsze, a życie jakimś cudem łatwiejsze. To wspomnienia przebiegniętych maratonów, spotkanych tam osób, niezwykłych miejsc, w których przyszło autorce biegać. To opowieści o tym jak czasami baaaaaaardzo nie chce się biegać, ale też o tym jak po dłuższej przerwie nie można się już doczekać, by znów założyć buty biegowe. Moim zdaniem to książka, która każdego jest w stanie zachęcić do biegania, a jeśli nie, to chociaż do myślenia a bieganiu. I chwała Beacie za to, bo właśnie czegoś takiego szukałam!

Ps. Podczas ostatniego pobytu w Polsce wybrałam się do profesjonalnego sklepu dla biegaczy, gdzie polecono mi najpierw przebiegnąć się po bieżni, a później na podstawie nagranego w trakcie mojego biegu filmu, dobrano mi odpowiednie dla mnie obuwie. Buty zatem już mam, teraz muszę jeszcze poczekać, aż kontuzja kolana, której nabawiłam się wykonując innego rodzaju ćwiczenia się zaleczy i..... idę pobiegać! :D


B. Sadowska, I jak tu nie biegać!, Wydawnictwo Otwarte, 2014, s.320.