2014-11-23

Tym razem inaczej. Tadeusza Konwickiego "Nowy Świat i okolice".

Nie wiem jak Wy, ale ja mam tak, że czasami wydaje mi się, że o niektórych książkach nie powinnam pisać posta. Nie dlatego, iż były tak złe, że przysłowiowych słów szkoda, ale z powodu zupełnie odwrotnego! Rzadko, ale jednak, zdarza mi się nie napisać posta o jakiejś genialnej moim zdaniem książce, lub o książce, która zrobiła na mnie na tyle piorunujące wrażenie, że nie potrafię ubrać w słowa swoich na jej temat odczuć. Tak było z "Piaskową Górą" Joanny Bator czy książką "Beksińscy. Portret podwójny" Magdaleny Grzebałkowskiej. O obu tych książkach napisano już bowiem tak wiele i tak dobrze, że stwierdziłam, że milcząc na blogu na ich temat na pewno im nie zaszkodzę, a pisząc o nich tylko po to by pisać, popełnię głupotę. Nie powstały więc posty na ich temat i raczej nie powstaną, choć obie książki noszę sobie w sercu i długo stamtąd nie znikną.

Teraz również nie powstanie post o książce Tadeusz Konwickiego, przynajmniej nie taki, jakie zwykłam pisać. 




Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się czytać książek Konwickiego. Z każdej strony słyszałam lub czytałam o tym, jak wielkim jest myślicielem, literatem i filmowcem. Jak mądrym człowiekiem. Do tej pory nie było nam jednak ze sobą "po drodze". Do teraz. Gdy przeczytałam bowiem pierwszy rozdział jego już trzydziestoletniej książki (powstała w roku moich urodzin!) "Nowy Świat i okolice" wiedziałam, że odtąd będziemy już iść razem. Konwicki i ja, ja i Konwicki. Wszystko mi się w jego pisaniu podoba, wszystko mnie pociąga i urzeka. Dodatkowo, uwielbiam nurzać się w czyichś inteligentnych i mądrych wywodach, a Konwicki wszystkim tym mnie obdarza i na to właśnie pozwala. Wiem, że przeczytam i zbiorę na swojej półce każdą z jego książek. Wiem, że będę do nich wracać. I wiem, że od teraz to jest MÓJ autor! 
Właśnie dlatego o jego książce nie napiszę recenzującego posta. Zbyt dużo we mnie emocji, zbyt wielka fascynacja, bym brała się za tak karkołomną rzecz jak recenzja jego książki. Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie.

Żeby nie wyjść na osobę gołosłowną zostawiam Was z kilkoma cytatami z jego książki "Nowy Świat i okolice":)

 "Warszawski Nowy Świat to mój wszechświat i mała kometa z niedługim ogonem w tym moim własnym wszechświecie." /s.9/

"Ale nuda jest w ogóle zmorą mego życia. Jestem cały jednym ogromnym gruczołem nudy. Nuda ukształtowała mój charakter, moje przyzwyczajenia i pewnie moją umysłowość. Jestem ogromną raną nudy. Jestem epileptyczną falą nudy, która leci nie wiadomo dokąd." /s.16/

"Nie ma literatury bez czytelnika. Jaki czytelnik, taka literatura. Za poziom naszych wierszy i powieści odpowiada czytelnik." /s.28/

"Widziałem wiele strasznych rzeczy w życiu, widziałem dużo nieszczęść i śmierci. Ale pierwszy raz obok mnie umarł człowiek i inni ludzie z powrotem ściągnęli go na ziemię." /s.37/

"Starość to negatyw dzieciństwa." /s.96/

"Są pewne wstydy, które reżyserują człowieka przez całe życie." /s.105/

"Wolność wypisana na murach więzień i nad bramami łagrów. Wolność w refrenach wierszy. Wolność na półdupkach nudystów. Jedni już wymiotują z przejedzenia wolnością, inni do śmierci nie zobaczą jej wątłej zorzy." /s.149/


T. Konwicki, Nowy Świat i okolice, Biblioteka Gazety Wyborczej, Warszawa 2011.

2014-11-18

"Londyn NW" Zadie Smith.

Ta książka to moje drugie spotkanie z twórczością Zadie Smith. Cieszy mnie bardzo, że tak jak to było za pierwszym razem, gdy czytałam jej zbiór esejów "Jak zmieniałam zdanie. Eseje okolicznościowe", autorka była w stanie mnie swoją książką zaciekawić i z powiedzeniem wprowadzić w świat całkowicie mi obcy. Tym razem jest to świat czwórki mieszkańców północno - zachodniego Londynu.




Leah, Natalie, Nathan i Felix, których splątane losy przedstawia nam autorka, to czwórka czarnoskórych mieszkańców Londynu. Wszyscy chodzili razem do tej samej klasy w liceum, a teraz również wszyscy próbują ułożyć sobie życie. Jak się okazuje, nie jest to jednak proste, gdy się nadal żyje lub wywodzi z tej części Londynu. Gorszej? Mniej uprzywilejowanej? Emigranckiej? Czarnej? Każdy z bohaterów tej książki próbuje radzić sobie ze swoją przeszłością i wizją przyszłości na własny sposób. Jedni walczą niemal pazurami o to, by się z tej części Londynu wydostać, by udowodnić coś sobie i innym, by zyskać nowe, lepsze życie. Drudzy wydają się tracić nadzieję w to, że jakakolwiek walka o lepszą przyszłość ma jeszcze sens.

I tak, Leah, której przecież udało się wyrwać, przeżywa kryzys egzystencjalny. Nie potrafi sobie odpowiedzieć na pytanie kim tak naprawdę jest, po co robi to co robi, jak chce by wyglądała jej przyszłość. Nie czuje się komfortowo ze swoim nowym życiem, na które przecież tak ciężko pracowała, ale które, koniec końców, przyniosło jej wiele rozczarowań, pytań i wątpliwości.

Natalie, jej przyjaciółka z czasów szkolnych, to lwica, zdeterminowana by osiągnąć to, co sobie zaplanowała. Zmiana imienia z Keishy na Natalie to tylko jeden z kroków, który miał za zadanie przybliżyć ją do zamierzonego celu. Nie ma rzeczy, której nie zrobi, by zdobyć to czego pragnie, a "cel uświęca środki". Cel, który w końcu osiągnęła, ale który nagle okazał się nie tym, czego chciała.

W powieści mamy również dwójkę bohaterów męskich, Felixa, trochę nieudacznika życiowego, ale z wielkimi planami na przyszłość i Nathana, byłego łamacza niewieścich serc, teraz kloszarda i narkomana. Mam jednak nieodparte wrażenie, że obaj panowie pojawili się w tej książce tylko po to, by stanowić jakieś ciekawe tło i dopełnienie historii o kobietach, o których pisałam wcześniej. Pomimo, że Felixowi Zadie Smith poświęciła pokaźnych rozmiarów rozdział, to jakoś rozmył mi się on później, gdy zderzyłam się z historią Natalie, która co jakiś czas wracała do historii Leah. Nathan z drugiej strony, to zdecydowanie przecinek w tej powieści (jak dla mnie trochę na siłę tutaj wstawiony). Poznajemy go w nieciekawej chwili i gdy tylko zaczynamy się czegoś o nim dowiadywać, jego czas mija, idziemy dalej.

"Londyn NW" ma jak widać swoje plusy i minusy. Lubię tę książkę za to, że problem tożsamości emigrantów i ludzi z tzw. niższych sfer, aspirujących do czegoś więcej, jest tutaj wyczerpująco przedstawiony. Problemy jakie stwarza, nie tyle sama walka o lepszą przyszłość, ale ciągłe poczucie odrzucenia, inności a także obowiązek udowadniania sobie i innym, że się nam należy bycie tam gdzie jesteśmy lub chcemy być to element, na którym autorka skupiła się chyba najbardziej. Rozerwanie wewnętrzne bohaterów, którzy przecież by osiągnąć coś więcej, muszą się w jakimś sensie wyrzec swojej przeszłości, zdecydowanie pobudza myślenie. 

Podsumowując: książka ciekawa, szybka, momentami refleksyjna, ale raczej nie zapada w pamięć.


Z. Smith, Londyn NW, Wydawnictwo Znak, Kraków 2014, s.393.