2015-02-24

Cały ten "Szum" Magdaleny Tulli.

Z ogromnym dystansem podeszłam do najnowszej książki Magdaleny Tulli. Po pierwsze, autorka mi nieznana, po drugie temat, który początkowo mnie intrygował a z czasem, gdy książka czekała na półce na swoją kolej, zaczął wydawać się średnio zajmujący. Zaczęłam ją zatem czytać trochę z zakodowanym w głowie rezultatem mojej z nią przygody, a mianowicie, że pewnie po kilkunastu czy kilkudziesięciu stronach dam sobie z "Szumem" spokój. I wiecie co? Pierwsze strony tej powieści tylko utwierdzały mnie w moim przeczuciu, ciężko było mi wgryźć się w przedstawiany przez autorkę temat, ciężko ugryźć samą bohaterkę, ciężko odnaleźć się w tym klaustrofobicznym, zdominowanym przez innych, świecie. I chyba tylko podskórnie czułam, że jeszcze coś z tej książki mogę mieć, że jeszcze nie czas się z nią rozstawać!




Po tych pierwszych -dziestu stronach, autobiograficzny "Szum" stał się dla mnie na tyle pociągający, że nie mogłam się od niego oderwać. To jak Magdalena Tulli wraca w tej książce do swojego dzieciństwa, a później nieco bliższej przeszłości zrobiło na mnie wrażenie, które raczej szybko nie zniknie. Wydaje mi się, że to jedna z tych książek, która, jeśli wynieśliście ze swojej przeszłości trochę przynajmniej niechcianego nadbagażu, uzmysłowi Wam jak bardzo potrzebujecie się go pozbyć. 

"Szum" to książka o dorastaniu do zrozumienia a później do przebaczenia. To również książka o tym, że przeszłość, o której się nie mówi, nie jest przeszłością, której nie było. Wręcz przeciwnie, zyskuje moc, która może niszczyć nie tylko nas, ale również tych, którzy przychodzą po nas. To książka o 'chorej' rodzinie, w której to pozory kierują życiem jej członków i w której najważniejsze jest ciche podporządkowanie. Magdalena Tulli wprowadza swojego czytelnika do zamkniętego kręgu swojej rodziny, gdzie prym wiedzie apodyktyczna, pewna siebie i swoich racji ciotka, następnie uzależniona od niej matka autorki, później idealnie wkomponowujący się w ten obrazek syn ciotki, a na końcu ona, Magdalena, nieodrodna córka swojej matki. Ta ostatnia zapamiętała siebie z dzieciństwa jako wiecznie niepasującą do rodziny, jaką tą, która 'psuje jej obraz', nie potrafi się dostosować, jest inna, nie taka jak być powinna, jak być miała. We wszystko to wpisane jest doświadczenie Holocaustu.

Cieszę się, że przeczytałam "Szum". Cieszę się, że wyniosłam z niej lekcję dla siebie. Cieszę się, że to mądra, życiowa książka na trudny temat, a nawet tematy. I w końcu, cieszę się, że coraz celniej wybieram sobie lektury, że ten mój książkowy radar robi coraz mniej błędów :)

Na koniec zostawiam Was z fragmentem "Szumu", który zrobił na mnie największe wrażenie:

"- Trudno przebaczyć komuś, któ mówi ci, że robisz z igły widły - zawołałam, zrywając się z krzesła. - Trudno przebaczyć komuś, kto nie ma sobie nic do zarzucenia. Ludzie nie umieją przełknąć krzywdy, za którą nikt nie przeprasza, więc próbują oddać ją temu, od kogo przyszła. Jeśli gniew jest duży, oddadzą każdemu, kto się nawinie. A jeśli to gniew bezsilny, zamieni się w nienawiść. Ciężar nienawiści dźwigają potem na własnych plecach, póki nie stracą sił. Wtedy ich przygniecie (...)" /s.174/


M. Tulli, Szum, Wydawnictwo Znak, Kraków 2014, s.189.

2015-02-13

Dlaczego mnie mniej na blogu i o "Mniej" Marty Sapały.

Nie po drodze mi ostatnio z moim blogiem. Mój synek, który przecież dopiero co się urodził ma już 1,5 roku a co za tym idzie, staje się coraz bardziej wymagającym towarzyszem dnia codziennego. I o ile czas na czytanie książek znajduję codziennie, na pisanie bardzo często brak mi już ochoty i siły. Wszystko to sprowadza się do tego, że już kilka razy myślałam o tym, by Zasiedzisko zamknąć. Głupio mi po prostu przed Wami, bo blog jest a jednak prawie go nie ma. Na przełomie ostatnich kilku miesięcy przeczytałam i porzuciłam w trakcie lektury kilka książek, o których nie wspomniałam tutaj ani słowem. To co to za prowadzenie bloga? Wstyd i tyle. Przed podjęciem finalnej decyzji powstrzymują mnie jednak takie książki jak "Mniej" Marty Sapało. Gdzie bowiem mogłabym tak swobodnie pozachwycać się czymś co zrobiło na mnie kolosalnie pozytywne wrażenie i w jakimś stopniu mnie zmieniło?! Na lepsze. Tylko tutaj :)




Jakiś czas temu czytałam książkę Beaty Sadowskiej "I jak tu nie biegać". Pisałam o tym, że to jedna z tych książek na którą czekałam. Przyszła do mnie w dobrym momencie życia, akurat wtedy gdy potrzebowałam zmiany i brakowało mi jedynie kogoś kto by mnie do niej zmotywował. O książce Marty Sapały myślę identycznie! Dla mnie to taki kop do tego by coś zmienić, nad wieloma rzeczami się zastanowić, niektóre poprawić. Wydaje mi się jednak, że nie każdego ona uwiedzie do tego stopnia co mnie, myślę, że do proponowanych w niej rozwiązań czy pomysłów trzeba dorosnąć. Trzeba zauważyć w swoim dotychczasowym życiu coś co nas trochę przytłacza, co nam nie pasuje, co nas uwiera a wtedy "Mniej" po prostu wchłoniemy! Dla mnie ta książka to tzw. "eye opener". Wiele rzeczy mi uświadomiła i ogromnie mnie to cieszy, bo wiem, że to czego dzięki niej się dowiedziałam wpłynie tylko i wyłącznie na plus na moje, nasze życie.

Bardzo oględnie mówiąc "Mniej" to książka o tym jak walczyć w swoim życiu z wszechobecnym konsumpcjonizmem, jak próbować stać się w jakimś stopniu minimalistą życiowym. Jak do tych problemów zabrała się autorka? Zarówno ona (z mężem i dzieckiem) jak i 11 innych rodzin (choć w skład osób uczestniczących w eksperymencie należały zarówno kilkuosobowe rodziny jak i tzw. single) dobrowolnie zdecydowali się przez okrągły rok ograniczyć do minimum swoją konsumpcję. Skończyły się nieprzemyślane zakupy, zachcianki, poprawiacze humoru w postaci np. nowego ciucha, skończyły się wyjścia do restauracji, kina czy na piwo, skończyło się w końcu wyrzucanie jedzenia, ubrań, czy sprzętu tylko dlatego, że na rynku pojawił się "nowszy model". Założenie było bardzo proste: "kupujemy tylko to co do życia niezbędne". 

Książka Marty Sapały porusza wiele kwestii związanych z minimalizmem i anty-konsumpcjonizmem. Ponieważ działania zaangażowanych w eksperyment ludzi były różne, różne są też poruszane w tej książce kwestie. Czytamy o uprawianiu własnych warzyw, o podróżach bez niepotrzebnych wydatków, o kształceniu dzieci, ciąży i porodzie, przeprowadzkach, remontach, wymianach towarów, o przysługach składanych innym, o ogromnych firmach czerpiących zyski z oszukiwania swoich klientów itp. itd. Okazuje się, że to bardzo rozległy i niesamowicie ciekawy, wciągający temat. "Mniej" ani przez chwilę nie wieje nudą, co więcej, gdy książka się kończy czytelnik czuje wielką satysfakcję z faktu jej przeczytania. Jest dobrze, motywująco, mądrze i potrzebnie! Ja właśnie takiej książki potrzebowałam! :)


M. Sapała, Mniej, Relacja, Warszawa 2014, s.416.